á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Na kartach powieści poznajemy Bartlika, który "obciążony" jest... żoną. Dawna miłość i zauroczenie spełzły już przyjmując formę odrazy i wstrętu. Jej osoba przytłacza go od lat, wpływa na jego decyzje i na jego życie. Sika na siedząco, rezygnuje z budowy domku na drzewie, (...) obiad jada każdego dnia o tej samej porze, z przyzwyczajenia, bez zastanowienia, czy jest faktycznie głodny... Wszystko przez jej presję i dyktatorskie spojrzenie. Wszystko przez jej kontrolę nad domem i życiem każdego z rodziny. Aż pewnego dnia Bartlik mówi "nie". Stawia opór, co sprawia mu... satysfakcję. Jednak dochodzi do wybuchu wojny i zostaje powołany do wojska. I to z początku staje się dla niego wybawieniem, sprawia mu poniekąd radość. Lecz - jak to na wojnie - szybko owe odczucia zamieniają się w proch. W Bartliku rodzi się coś, co już umarło. Zaczyna do niego dochodzić świadomość, że tęskni za dziećmi, domem i za nią... Za żoną. Że nie jest mu obojętna i że ją kocha... Żre w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób odradza się w nim martwe uczucie.
Równolegle do losów Bartlika zapoznajemy się z inną fabułą. Oto on, syn, przychodzi w odwiedzinach do matki będącej w śpiączce. I właśnie ta jej bierność sprawia, że odnajduje w sobie odwagę do wyznań. Do uzmysłowienia jej, jak jej nienawidzi i jak ją kocha jednocześnie. Rzuca w jej nijaką twarz i zamknięte oczy obelgi, zarzuty i słowa, które dotychczas ukrywał. Jakby korzystał z jej paraliżu i braku reakcji, jakby napawało go to siłą i zadowoleniem. Wspomina swoje życie i wszelkie decyzje, które zawsze, w mniejszym lub większym stopniu, zależne były od niej. Obraża ją. Nic w życiu nie osiągnął, niczego nie dokonał, nikogo po sobie nie zostawi. Wrócił na Bornholm z tym, z czym z niego wyruszył. Zapętliły się lata i on sam. I wrócił do matki za co nienawidzi jej jeszcze bardziej.
Krzyż, a na nim kobieta. Tak, kobieta cierpiąca i narzekająca na niego, na mężczyznę. Żona na męża, matka na syna. Presja własnego wychowania staje się ich priorytetem. Są wredne są i wiedzą o tym lecz tak lawirują własnymi emocjami, że zbywają owo świadomość. Spychają na dno, jak i szacunek do mężczyzn, z którymi dzielą życie. Tracą kobiecość w imię własnego własnego dobra, w imię bycia na górze, bycia decyzyjną w każdym aspekcie życia.
Klimko-Dobrzaniecki sprawił, że czytasz i nie wierzysz, choć wierzysz już przecież we wszystko, co przynosi ze sobą świat. Czytasz i współczujesz każdemu z osobna. I matce z ciałem drętwym od odleżyn i zaciekłej żonie gotującej obiad. Współczujesz nauczycielowi biegającemu teraz z karabinem i jemu, doglądającemu matkę na łożu śmierci. Każdy w swój sposób odciska na tobie piętno. Włazi w ciebie i drepta w miejscu, co jeszcze bardziej boli.
Ta książka to niebywała powieść o swój końcach, które mają jeden punkt wspólny.
Kobieta.