á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
W takim świecie człowiek przestaje być człowiekiem, a staje się trybem w maszynie, który służy jedynie do nabijania kabzy nielicznej grupie finansjery. Informują nas o tym pierwsze minuty filmu w dialogu Borowieckiego i Horna (gdy Horn dostaje reprymendę, za to, że chciał pomóc kobiecie, której mężowi maszyna urwała głowę.
Ten film jest dlatego taką gorzką pigułką do przełknięcia dla Polaka, gdyż najgorszą świnią w całym filmie jest właśnie Polak – Borowiecki. Jest zimnym, zepsutym draniem, którego postać jest tak skonstruowana, że po prostu nie sposób go lubić i Wajda jest bardzo konsekwentny w kreowaniu tego wizerunku. Jest jeden moment w filmie, kiedy wydaje się nam, że pokaże on "ludzką twarz"; to scena, kiedy w fabryce zdarzył się wypadek; ludzie patrzą ze zgrozą na tragedię konającego człowieka, Borowiecki podchodzi do kobiety (prawdopodobnie żony poszkodowanego), kładzie jej rękę na ramieniu i, kiedy spodziewamy się słów pocieszenia, słyszymy... "Do maszyn!". I jeszcze jakby tego było mało (Wajda, ty sadysto!) po chwili dodaje ze złością "Tyle materiału na nic!". Potem jeszcze parokrotnie da dowody na brak szacunku wobec ludzkiego życia (gdy Anka chce pomóc rannemu pracownikowi usłyszy od narzeczonego "Niech zdycha z Panem Bogiem" i w finałowej scenie rozkazu strzelania do robotników). Ale jest jednak coś uderzającego w tej postaci. On jest po prostu brutalnie szczery. Inni (Bucholc, Grünspan) próbują ukryć swój cynizm za maską pozorów czy za wyższymi racjami. Borowiecki niczego nie udaje; jest świadom mechanizmów rządzących "nowym światem", godzi się na nie bez oporu i nie próbuje nikomu wmawiać, że robi coś dla wyższych celów, ani że liczą się dla niego takie wartości jak ojczyzna, tradycja (którą postrzega jako przeszkodę, którą należy odrzucić), rodzina (gdyby jego ojciec posiadał majątek, bez skrupułów ubezwłasnowolnił by go, aby "położyć łapę na kasie"), Bóg. Ale i to się zmieni. W końcowych scenach niesie na rękach swojego syna, ubranego w sarmacki strój (nagle zachciało mu się zgrywać szlachcica i sobiepana, chodź wszyscy wokół wiedzą, że jest zwykłą sprzedajną dz...), a to, co się najbardziej rzuca w oczy to rudy kolor jego włosów (jak wiadomo rudy jest symbolem fałszywości). Grozę tej scenie dodają jeszcze kłaniający się mu w pas ludzie, a między innymi Stein (co do którego mamy nadzieję, że jednak "się uratuje"). Przyznam się szczerze, że właśnie te sceny zrobiły na mnie większe wrażenie, niż chwilę późniejszy rozkaz strzelania. Jest to obraz jego ostatecznego upadku.
Borowiecki przegrał na wszystkich frontach; jako kapitalista (aby mieć fabrykę musiał "się sprzedać" bogatej i głupiej Madzie – owacje na stojąco dla Bożeny Dykiel), jako romantyczny kochanek (j.w.), ale przede wszystkim jako człowiek. Wobec aktu wydania rozkazu strzelania do robotników mamy poczucie, że nie ostanie się już nawet przyjaźń. Trzej bohaterowie, zawsze pokazywani w kadrze na tej samej odległości, po usłyszeniu "wyroku" odsuwają się. Nawet ten najjaśniejszy akcent w jego nędznym życiu, czyli dwaj przyjaciele, nie wytrzyma tej próby.
W filmie jest oczywiście wiele wątków pobocznych – między innymi postać Kesslera, obleśnego erotomana, który wykorzystuje swoją pozycję, aby zmuszać robotnice do seksu; Trawiński – szlachcic, który chcąc być uczciwym fabrykantem, traci wszystko i kończy śmiercią samobójczą; Horn – może dobrze, że nie pokazano jego dalszych losów, bo jest na wskroś pozytywną postacią, a skończył niechybnie jako komunista; no i oczywiście dwójka przyjaciół Borowieckiego: Maks, sentymentalny Niemiec, podkochujący się skrycie w Ance i Moryc, który mimo niewątpliwego zaślepienia wizją wielkich pieniędzy jest sympatyczny i zabawny (chociaż w scenie z Grünspanem, gdy przyszedł mu oznajmić, że nie odda mu długu, powiało grozą – ta nagła zmiana osobowości została nawet zasygnalizowana zmianą nakrycia głowy i sposobu mówienia; całe szczęście chwilę później Moryc wraca do swojego melonika).
Jedną z postaci jest także samo miasto Łódź, mające dwa oblicza – brudnych suteren, gdzie mieszkają robotnicy i pięknych pałaców finansjery, a w tle dymiące kominy i warkot maszyn.
Mimo iż film powstał w 1974 (a powieść przeszło 100 lat temu), nadal uderza nas swoją brutalną wizją rzeczywistości i bezkompromisowością w odzieraniu nas ze złudzeń, co do natury człowieka i stosunków międzyludzkich. Wajda próbuje nam pokazać, że świat, w którym przestaje liczyć się człowiek, zamienia się w prawdziwe piekło na ziemi. Pieniądz nie jest czymś, na gruncie czego można zbudować jakiś system etyczny, a bez tego "hamulca" dajemy upust swojej najbardziej ciemnej, zwierzęcej naturze. Spróbujcie żyć w takim świecie.