á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Początek potrafi nieźle przynudzać. Amy raz chce się dać zahibernować, raz nie, wciąż lamentując, jak to boli. Pewnie, że zamrażanie żywcem boli, czegoś żeś się spodziewała? Łaskotek? Dalej, rozumiem jej złość/żal, (...) że nie będzie mogła zestarzeć się wraz z rodzicami. I wcale mnie nie dziwi jej czuwanie przy skrzyniach, chociaż - skoro tak bardzo się o nich boi, to czemu sama nie będzie tam siedzieć? Myślę, że ze strachu, co odkryje, woli do tej roli sprowadzić Harleya albo Starszego.
Starszy - no chłopie, masz parcie na władzę. Poza tym, w życiu nie pomyślałabym, że może być w niewielkim stopniu (ale jednak) zły. I kim jest! Oj... Końcówka książki zmienia o nim opinię, i to nieźle.
Co mi się podoba? Taka utopia Orwella, a raczej coś, co się o nią ociera. Ludzie sprowadzeni do zwierzęcej roli, bez emocji, bez zastanowienia robiący to, co karze Wielki Przywódca. Jednostki niepodporządkowanie w Szpitalu na prochach. Najstarszy, trzymający wszystkie asy choć - czy Orion nie jest czasem jego porażką?
Co mi się nie podoba? Amy, ty moja głupiutka bohaterko, jesteś w nowym miejscu, nieznanym, nastawionym niezbyt przyjaźnie do ciebie i wpadasz na genialny pomysł szwendania się po polach uprawnych (gdzie są ludzie) i ogrodzie (gdzie są ludzie) sama, a potem wyjesz, że cię napadli... Taka lekkomyślność, że "jakoś to będzie". Bo nie będzie "jakoś" kiedy cię w gwiazdy wyrzucą.
Kontynuacja? Chyba podziękuje, o ile nie dojdzie do tego, że Starszy zamieni się w Hitlera (którego, notabene, podziwia).